Wszyscy pamiętają Andrzejowi Gołocie jego ''walki do Teleexpressu''. Polak z Lennoxem Lewisem przegrał przez nokaut już po 95 sekundach, a Lamonowi Brewsterowi opierał się jeszcze krócej, bo 52 sekundy. Oba te pojedynki to jednak wieczność przy ostatnim wyczynie Kimbo Slice'a. Kreowany na nową gwiazdę MMA osiłek wytrzymał zaledwie 14 sekund. Żeby było zabawniej facet, który posłał go na deski o tym, że będzie walczyć dowiedział się kilka godzin przed walką.
Slice ma 188 cm wzrostu, waży 106 kilo i jest byłą gwiazdą walk ulicznych. Ktoś uznał, że teraz powinien zawładnąć krainą MMA. Wszystko szło idealnie. Najpierw w walce pokazowej pokonał legendę bosku Raya Mercera, potem wygrał pierwsze trzy rankingowe pojedynki. Jego kolejną ofiarą miał być weteran Ken Shamrock. Ten jednak podczas treningu doznał kontuzji i dopiero na kilka godzin przed walką udało się znaleźć zastępstwo w postaci Setha Petruzellego - byłego mistrza karate ze średnio oszałamiającym rekordem w MMA- 10 zwycięstw, 4 porażki. Walka wyglądała tak:
Starcie trwało zaledwie 14 sekund i krytycy Kimbo już ogłosili, że to koniec jego sztucznie pompowanej kariery. Może aż tak tragicznie nie jest, ale Slice z pewnością ma przerąbane.