No trzeba przyznać, że "premier z Krakowa" średnio się popisał. Jak wiadomo wyprowadzono go z samolotu. Początek był obiecujący. W końcu nie będzie niemiecka stewardesa mówić naszemu człowiekowi gdzie ma kłasc kapelusz a tym bardziej dwa. Niestety, zamiast dumnie znieść naruszenie nietykalności cielesnej przez niemiecka policję, zaczął krzyczeć o pomoc. Żeby to jeszcze bylo wolanie na miare Gibsona z Braveheart, tudzież Patrioty. Niestety, głos się wydobył z niego piskliwy i mało bojowy - godny pensjonarki, ale nie polityka o najwyzszych aspiracjach. Gdyby to jeszcze działo się na wysokosci 8000 metrów. Rozumiem - powietrze rozrzedzone to i głos słabiutki. No ale na poziomie płyty lotniska? Wstyd Panie Rokita.